Orange Warsaw Festival znowu daje ciała. Piotrek Metz pokazał się z fajnej strony sprowadzając naprawdę coś nowego na nasz rynek festiwalowy - Beyoncé. Potem było słabiej w postaci Fatboy Slim. A teraz jest lekko lepiej, ale ciągle nic nowego - Cypress Hill wystąpi drugiego dnia eventu.
Przeczy to słowom Metza jakoby w tym roku Orange oscylował tylko i wyłącznie w klimatach soul i r'n'b. Amerykanie to wiadomo - ikony. Ale kurde, odgrzewany kotlet post-Open'erowy. Na nic innego organizatorów nie stać? Czy Metz po prostu jest ignorantem i tak bardzo kocha Mikołaja Ziółkowskiego, że się na nim wzoruje nawet w kwestii line-upu?
Ah ci amatorzy.
Co nie zmienia faktu, że Cypress Hill otrzymuje ode mnie dozgonny szacun.
Cz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz